Biuro doradcze ds. Gruntów USA planuje drastycznie zmniejszyć liczbę dzikich koni i osłów na terenach publicznych.
Po licznych procesach sądowych i protestach publicznych, kierownicze biura biura ograniczały się do awaryjnego usuwania koni i osłów.
Od dawna zwolennicy dzikich koni obawiają się, że trudno będzie zredukować około 90 000 dzikich koni i osłów w kraju do 26 715 osób - liczbę tę biuro uważa za zrównoważone ekologicznie.
Dzikie mustangi i osły, potomkowie uciekających koni z epoki pionierskiej Stanów Zjednoczonych, są swobodnie dystrybuowane w 10 stanach, chronione na mocy ustawy o dzikich koniach i burro z 1971 r.
Przedstawiciele agencji twierdzą, że ze względu na niewielką liczbę naturalnych drapieżników ich populacja wzrosła zbyt mocno i że niektóre stada mogą podwoić się w ciągu czterech lat. Zwierzęta wędrują po prywatnych ziemiach, wypasają się na polach i pastwiskach oraz wyczerpują zasoby wodne.
„Są to trudne sytuacje wymagające trudnych wyborów”, powiedział członek zarządu Steven Yardley, właściciel żywego inwentarza w Utah. „Stoimy w obliczu katastrofy ekologicznej”.
W 2019 r. Biuro usunęło 7276 koni i osłów z pastwisk zgodnie z harmonogramem opublikowanym w Internecie. Większość złapanych zwierząt trafia na długoterminowe pastwiska w Kansas i Oklahomie.
Od marca program znalezienia żywicieli koni i osłów oferuje ludziom 1000 dolarów za każde zabrane zwierzę. Agencja poinformowała, że zabrano ponad 7 tysięcy koni i osłów. Tymczasem komisja zgodziła się zalecić Prezydium kontynuowanie kontrowersyjnego planu sterylizacji samic koni na rangelandach.
Dzikich koni nie można jednak winić za zniszczenie pastwiska i nie trzeba ich usuwać, twierdzą niektórzy komentujący sytuację.